Zaskakująca odsłona biblioteki.
To dopiero była zabawa. Gniotki każdy zna, każdy widział, każdy miał w ręku. Ale to nie były zwyczajne gniotki…
Najpierw w wiaderku z wodą pływały kolorowe hydrożelowe kulki. Było ich dosyć sporo. Moje małe rączki chętnie w tych kuleczkach się zanurzyły i grzebały, gniotły, wyławiały, mieszały – po prostu odczuwały jak tylko to było możliwe.
Potem te kulki trzeba było wyłowić i wsypać do butelki. Niby nie takie trudne, ale… kulki nie chciały się słuchać! Mokre i śliskie uciekały trochę z rąk i trzeba je było gonić, a do tego upominać „ej!!!”
Po wesołej gonitwie za kulkami i napełnieniu butelki przyszedł czas na wybranie balonika. Tutaj w nadmuchaniu pomogła mama. Balonik lekko nadmuchany zakładało się na butelkę z kulkami. Potem trzeba było butelkę odwrócić i przesypać kuleczki do balonika. Wypuścić nadmiar powietrza i zawiązać. W moim gniotku zostało trochę więcej powietrza, dzięki czemu oprócz zgniatania można było nim trochę pohałasować 🙂
Kolejny etap znowu był przyjemny – ozdabianie flamastrem gniotka… i nie tylko gniotka.
To była świetna zabawa z dziećmi, było wesoło i bardzo mi się podobało. Dziękuję pani Magdzie 🙂